Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LittleDragon
literek
Dołączył: 17 Sie 2008
Posty: 892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Chyba z Wariatkowa
|
Wysłany: Śro 19:25, 31 Gru 2008 Temat postu: „Antkowy biznes” |
|
|
25/11/08 Białystok
- Władek trzeba bydlęta oporządzić! A ty tylko pleciesz te kacapoły na okrętkę! Państwu może już obrzydło wysłuchiwanie!
To moja ślubna Aniuta halape rozdarła, bo zdzierżyć nie może, że ja porozmawiać chce o rzeczach do, których baby wtrącać się nie powinny.
- Aniuta zara przyde! Podrzuć słomy parszukom*, bo do Chińczyków się dotupio. Sam żwir został, a jesienio znów gnoju zabraknie, żeb na kartoflisko rozrzucić.
Władek zadumał się jak sęp nad padliną i podrapał się po siwiejącej czuprynie. Ręką sięgnął do kieszonki w letniej koszuli i wyjął niedopalonego papierosa.
- Proszę panie Władysławie!- Miastowy usłużnie zajechał z dłonią pod sam nos, w której trzymał ledwo napoczętą paczkę zagranicznych papierosów.- Proszę niech się pan poczęstuje- Gadał tak słodko jak lep, co wabi muchy.
- Oj nie trzeba!- odparł Władek.- Ja tam wole swojskiego cybucha zapalić, choć machorka może nie tak pachnąca, ale jak w płuca pójdzie to, aż oczy wybałuszyć można.- Podziękował grzecznie, choć kręciło go jak robaki w zadzie, żeb tego miastowego zapalić.
No, ale że honor swój ma, to tylko udał obojętność na propozycję.
- Na czym to ja skończył państwu opowiadać?- Żachnął się i wypuścił kłąb siwego dymu, co śmierdział jak stara onuca z gumofilca. Jednak swojezalety taka machorka miała, bo żadna mucha ani krwiopijca w obrębie metra nawet nie bzyknął.
- Opowiadał pan, panie Władysławie o Antonim i Unijnym biznesie.- Wtrąciła Klara.
Kobieta nad podziw urodziwa jak na miastowo panio. Biodra miała krągłe, choć na chłopski gust może ciut przymałe, bo przy połogu biedaczka będzie musiała wyżej zadek unosić, żeb bezpiecznie potomstwo na świat wydać.
Za to piersi, że dech zapierało jak wychodziła do ogródka tylko w tych opalaczach, żeb podsmalić się na słońcu, a i tak już była czekoladowa prawie.
Twarz prawie też anielska, choć chyba te miastowe jedzenie nie służy, bo jakoś mizeroto trochu ściągnięta. Tu też jadła jak wróbelek, za to jej gach jadł w nieswoje duchy, a i postury jak Goliat. Na drwala by się nadał.
- A tak! Już pamiętam. Ot widzo państwo, jak to baba zaputa we łbie, to człowiek zapomina o czym przed chwilo gadał.
Władek puścił jeszcze jedną chmurę dymu, żeby, jakie przybłędy nieproszone bzyczeniem nie zawracali głowy.
-Było to jakoś przed świętem Matki Boskiej Zielnej, bo i letniki jeszcze na kwaterach w Zaścianku byli, a baby kwiatki suszyli na wianki, co to potem palone mary i złe moce majo odpędzać, jak trzeba to i zauroczonego bachora okadzić, żeb złe oczy zdjąć.
Wioska nasza nie za wielka. Ot z siedemdziesiąt dymów, choć dusz coraz mniej.- Zasępił się Władek i spojrzał tylko na wysłużone drelichowe spodnie, kolorem przypominające już tylko wypłowiały błękit, co to rychło deszcz zwiastuje.
- Świeć Panie nad ich duszami i Wieczne Odpoczywanie racz im dać Panie- Wymamrotał jakby sam do siebie i szybko machnął ręka znak krzyża na piersi.
-Młode do bloków się porozjeżdżali, żeb luksusów miastowych pozażywać, a co obrotniejsze to na za granice się pokusili, bo tam niby chleb smaczniejszy.
Kto tera ojcowizne chce obrabiać, jak wszystko można kupić, a jak trzeba to i do chaty przywiozo.
*parszuk- gwarowo na Podlasiu świniak
Władek zobaczył, że letnikom nie w smak takie nastawanie na ich to z razu okręcił kota ogonem i opowiada dalej.
- Była u nas na pokojach jakaś magisterka czy insza profesorowa, bo jak z PKSu ją odbierał to myślał, że mi krzyż pęknie w poprzek, kiedy na furmanke walizki ładował.
Pomyślał ja sobie, że może ona, jakie konserwy ze sobo taszczy, jakby nasze jedzenie nie pasowało.
Pytać tak z razu nie wypadało, to tylko przykucnął i dawaj kufry na wóz pakować. Przy ostatniej to aż piardnął z wysiłku, ale ona nie zauważyła na szczęście.
Klara lekko się uśmiechnęła błyskając perłowymi ząbkami, równiutkimi jak klawiszki w organach, co to na nich pijany organista psalmy wygrywa, bo na trzeźwo to jakieś fałsze tylko wychodzo.
Jej gach to tylko w brode się podrapał, bo cham chciał gębę zasłonić, żeb nie zobaczył jego śmiechu.
Ciekawo jak on by postękał, przy takich walizach po całym dniu przy zbożu.
- Zawiózł to miastowo do chaty i myślę jak te kufry pościągać, żeb choć z wysiłku w galoty nie popuścić. Tu z pomoco przyszła moja Aniuta. Kiedy zobaczyła letniczke, to aż z zachwytu rozpromieniała. Bo to pierwsza u nas na kwaterze była.
Zaraz zabrała jo na pokoji, żeb zobaczyła czy czego jeszcze nie trzeba.
My ludzie skromne i za wiele wygód u nas niema.
Najsamprzód to ja kobyłke wyprzągł i siana dał, bo cały dzień robocza była.
Wwlókł jakoś te bagaży do domu i stanoł jak durny, co pierwszy raz aeroplan na niebie zobaczył.
Magisterka przecudnej urody była. Włos anielski do samych cycków sięgał, bo jak odbierał jo z PKSu to jakoś komednie poskręcane byli.
Sukienka na niej jak mgła, co to po sitowiu o świcie się snuje, tak spływała ledwo zadek zakrywając.
Twarz miała tak cudno jak Matka Boska z księdzowego obrazka, co to po Kolendzie dzieciakom daje.
Moja Aniuta, to aż zakipiała, że ja tak się w nio wpatrzył jak w ikone.
Za to ja dwie nocy na leżance spał, kości na kaflach prostując, choć mi wiek już nie rad, by takiej rehabilitacji zażywać.
Potem się dowiedział, że to ksiązki tak taszczyła, bo jakieś egzaminy biznesowe na jesień miała zdawać.
Klara podsunęła się bliżej gacha, a ten obłapał łapskiem jak niedźwiedź drzewo, co to na nim leśne pszczoły gniazdo z miodem majo.
- Ot widzo państwo, ja tak gadam po próżnicy, a nawet zapomniał powiedzieć jak a imię miała ta magisterka.
- Właśnie, właśnie panie Władysławie- Oswobodziła się z łap habala, bo może czucia nie ma ten troglodyta jeden- Jak miała na imię ta pani?- Zaciekawiona Klara czekała na odpowiedź jak dziecko prezentu pod choinką.
- Na imię było jej Marianna.- Powiedział Władek i uśmiechnął się sam do siebie.
Marianna była u nas na kwaterze już prawie niedzielę i co dziwne wszystko jo interesowało. Bo co się dziwić miastowym jak oni bydlątka to na filmach tylko widzo.
Tu na żywo można zobaczyć, a i w krowacze gówno przez nieuwagę wdepnąć.
Szedł ja przez ulice, chyba do sklepu Gsu papierosy kupić, bo swoja machorka się skończyła.
Pomyślał, że może Bronka spotkam to, jakiego wiśniaka wypijem za sklepem.
Dzień był słoneczny, a że sobota to i mniej roboty w polu było, żeb na niedziele do kościoła na sume być wypoczęty, bo kiedy zarobiony to i kazanie proboszcza smakuje jak przekisłe ogórki.
Przechodził koło studni, co kiedyś jak z innych wiosek do kościoła szli, to tu nogi myli z piachu i dopiero kościołowe lakierki wzuwali.
Tera paniska to taksówkami, zajeżdżajo, choć i wielebny niczego sobie autko sprawił, bo niby, że parafia duża, to i do wszystkich z posługo zdążyć musi.
Miał już mijać dom Wiktora, kiedy głos usłyszał.
- Władek! Władek!
Obejrzał się za siebie i na boki, ale ni żywej duszy nie widać. Zląkł się nie na żarty, bo Se pomyślał, że to czort kusi żeb do studni zajrzeć, a potem za łeb w odmęty pociągnie.
Stanoł jak zamurowany i choćby traktor jechał to nie zlazłby z drogi.
- Władek! Co ty głuchy?! Czy co?- Zza chaty wyszedł Antek i przyglądał mi się jakby pierwszy raz w życiu widział.
Mnie cała krew do nóg odpłynęła i pobladł jak obrus na Wielkanoc. Chciał coś powiedzieć, ale jakaś niemoc gardło zajęła i tylko klapał gembo jak ryba wyjęta z wody.
- Chłopie, co z tobą?! Ty chory czy jak?- Dalej pytał Antek- Choć posmakujesz świeżego spustu to od razu życie wróci.
Wtedy jakby kto pustym workiem w łeb zdzielił, stał jak wryty i nie mógł dojść do siebie, ale ocknął się z letargu po tym jak mnie Antek w pysk strzelił, bo myślał że jaki zawał mnie chwycił.
- Oj Antek! Mało, co spodni nie zapaskudził.
- Władek, co ty? Diabła zobaczył w biały dzień czy co?- Antek patrzył na mnie jak na ducha.
- Oj Antek ja już myślał, że moja godzina wybiła- odzyskawszy czucie w jenzyku odpowiedział.
- Choć wypijem po szklance ze świeżego spustu to i troski przejdo jak ręko odjął.
Poszedł ja za Antkiem przez skrzypionco bramke do jego obejścia. Mineli, rozpadajonco się ze starości letnio kuchnie, bo za interesem czasu poładować nie miał, a zimo, co za robota przy budowlance.
Przysiedli pod rozłożysto gruszo, tak w cieniu, bo my nie tak jak miastowe spragnione słońca. Oni to zady od rania do wieczora by smalili. Choć dobrze popatrzeć na te letniczki co wystawiajo się do smalenia, a miendzy kumpiaczkami** tylko sznurek przeciągnięty, bo to ichnia taka moda.
- Wiesz Władek, co ja ci powiem- Zaczoł rozmowe Antek polawszy z butelki na trzy palcy,
W szklanki, co wody z dwie niedzieli nie widzieli, ale my tutejsze to za takie głupoty nie, robim awantur, aby co w środku było.
Przyjemny zapach swojskiej samogonki nos podrażnił jak świeży gnój z pola na jesień i od razu lżej na duchu stało.- Wrócił mój zięć zza granicy, co to u Niemca się najmował przy machorce. Mówił, że robota cienżka, na najsamprzód na kolanach łaził jak te liści zrywał.
- A no! Robota przy tym marudna- dodał ja.- To, że na kolanach to może za pokute, że tu wałkoń był do roboty.
- Ale posłuchaj Władek jakie on nowiny mnie przywióz z tych saxów. U Niemca to bimbrujo ze wszystkiego, nawet i z kwiatków, a co ciekawe to legalnie, bo w sklepie kupić można.
Ja zbaraniał i oczy wybałuszył, choć jeszcze nic nawet na jenzyk na sprobowanie nie wzioł.
- Jak to tak? Samogon w sklepach sprzedajo? U nas to kiedyśniejsza milicja bimbrowników jak bandytów ganiała, choć same łajzy niemyte w kieszeń brali, żeb oczy przymnknońć.
- No widzisz, my niby w Europie, a zawsze z zadu za wszystkimi. Choć mówił, że ichni samogon, co to jego Sznaps, nazywajo, niskoprocentowy. Nawet czterdziestu gradusów*** nie ma.
** kumpiaczki- kumpiak, tylna świńska noga z szynką, z której robi się surową szynkę.
***gradusów- gradus, z rosyjskiego stopień, gwarowo nazwa procentów w alkoholu.
Zaśmiał się ja się wtedy i pomyślał. Ot inteligencja zasrana, żeb choć jenzyki nie ścierpli, bo szwargotać trudno by było. Podniósł ja swojo szklanke i stuknął się z Antkowo, aż szkło miłym pobrzękiem zachęciło do przechylenia.
Najpierw poczuł ja jakby wanilie, potem pieczenie w gardle, a na koniec jakby, kto obuchem w łeb przywalił. Wzdrygnął się i chuchnął , żeb przepalone powietrze wypuścić.
- No i jak?- Zapytał Antek zaciekawiony- Dobra?
- Dobra Antek! Dobra, aż w oczach pociemniało, tylko coś troche za mleika***.
Antek skrzywił się nieco, że zachwytów tak mało dostał. Wyjął notatnik z zadniej kieszeni w spodniach i zaczoł coś kreślić ołówkiem, co raz śliniąc jego, żeb dobrze pisał.
- Co ty tam gryzmolisz? – Zapytał ja zaciekawiony.
- A nic, muszę chyba recepturę pomieniać, bo chyba za dużo wanilii nasypał.- Odpowiedział i dalej mazał w kajecie.
- To, co za interes masz, że mnie tak naskoczył koło studni?
- Oj Władek widzisz, bo i by zapomniał. Pomyślał ja sobie, żeb interes rozpocząć. Skoro w tej unii można bimber legalnie sprzedawać w sklepach, to może i u nas by się przyjął?
Spojrzał ja na niego jak świnia w puste koryto i uszom nie wierzył.
- No, bo przecież sam wiesz jak letniki, co to na kwatery przyjeżdżajo, łakomie lubio wypić naszej samogonki.- Ciągnął Antek.- Choć potem, śpio jak borsuki do południa, to na wieczór znów chco posmakować na nowo.
Tak my dyskutowali z Antkiem z dobre pół godziny, popijając to jego nowość, co jo nazwał „ Zaściańska Wanilia”, chyba od cukru waniliowego nazwe zapożyczył.
Wtem jak na skaranie Boże, w obejściu pojawiła się Marianna.
Ubrana była tylko w krótkie majtki postrzępione, jakby jej bezpańskie psy nogawki poodgryzali i koszulke, co jej ledwo wymionka zasłaniała.
Ja zbaraniał jak jo zobaczył, Antek to o mało, co z pieńka nie spadł, tak ochoczo do zapoznawania wstawał.
- O tu pan jest panie Władysławie.- Rzekła tak słodko, że aż mnie wanilia się odbiła w środku.- Właśnie pana szukałam, a pani Anna powiedziała, że może tu pana znajdę.
Poderwał się ja na równe nogi, choć zwacieli trochę i żeb nie grusza, to rozłożyłby się przed nio krzyżem, jak to młode ksiendzy co po świenceniach przed ołtarzem leżo.
- A co się stało?- Starał się nie bełkotać jenzykiem, choć czuł, że słowa jakoś koślawo z jadaczki wychodzo.
- Chciałam zobaczyć trochę okolicę i myślałam, że za przewodnika pana wezmę?- Patrzyła prosto w ślepia jak zając na drodze w światłą taksówki.
- No czemuż nie! Ja zawsze służe pomoco.- Choć czuł, że jakby poszedł z nio na spacer, to by gdzie w rowie noc spędzał, bo nogi jakieś mientkie się zrobili.
- Widzę, że jednak nie w porę przyszłam, bo pan chyba zajęty?
- Nie! Nie!- Rzekł ja tak bardziej dla kultury niż prawdy- My tu z kolego trochu o takich sprawach miejscowych rozmawiamy.
Spojrzał ja na Antka i osłupiał. Stał jak pokutnik przed Świentym obrazem, morda mu się rozdziawiła i wpatrywał się w nio jak spragniony na studnie.
- Oj widzi panna Marianna, kultury to u mnie jak u parobka, jakiego. Chciałby ja zapoznać kolege mojego serdecznego Antka Rybke.- Szturnoł ja jego, żeb to durno mine zmienił i wstydu nie przynosił.
- Bardzo mi miło pana poznać. Jestem Marianna Biebrzańska.- Powiedziawszy to wyciongneła dłoń na przywitanie. Antek po kuksańcu jakby ożył, wzioł jej dłoń w swojo grabe i plasnął nieogoloną mordą wierzch renki i wydukał.
- Antek Rybka jestem.- Ale renki nie puskał.
**** mlejka- gwarowo w niektórych rejonach Podlasia, za słodka, trochę za gęsta, mdła
Mnie aż duchoty wzieli jak zobaczył, że swoje pyszczysko z trzydniowym zarostem znów do całowania pcha.
Musiał jakoś reagować, żeb z tej durnowatej sytuacji z czysto gembo wyleźć. Szturchnął ja go jeszcze raz i powiedział.
- Może panna Marianna siądzie w chłodku na minutke, a zaraz pójdziem okolice oglądać.
- A tak, z miłą chęcią.- Odpowiedziała i usiadła na pieńku.- Co to za taki piękny aromat wanilii się rozchodzi?- Zapytała i zaczęła zerkać na boki.
- My tu z kolego taki miejscowy specyfik rozleli, to i tak wanilio zapachniało.- Tłumaczył się jak dureń, ale co było począć. Ona nieznajoma, może by, komu przepowiedziała? Choć cała wioska wiedziała, że Antek najlepszy samogon w gminie robi, to obcym nikt się nie wygadał.
Nawet sam proboszcz pod Wielkanoc i Boże Narodzenie kościelnego tu przysyłał, żeb Antek za pokute nie uczestniczenia regularnie w życiu duchowym parafii, co na stół dał, bo na tace chojny zawsze był.
- To, to, co tu w butelce stoi?- Zapytała jakby myślała, że my durne czy dzieci.
- No tak- Wydukał Antek.
Ja tylko udał, że buta wionże, bo chyba by od razu w łype lał. Sam siebie w bagno wpędził, ale co było począć? Za rozumny to on nie był, a unijne interesy chce robić.
- Panie Antoni, czy mogłabym spróbować troszeczkę tego aromatycznego trunku?- Zatrzepotała oczami, aż i mnie gorąco stało.
Antek od razu jak piwonia zaczerwieniał i w lał w szklanke jak dla chłopa, co przemarzł na słocie.
- Panno Marianno! Ale…- Chciał ratować sytuacje i nie dopuścić do wykrycia tajemnicy. Ona tylko palec w mojo strone wyciongneła i na usta położyła. Zamilkł jak za czarodziejskim zaklęciem.
Marianna przytknęła szklankę do ust i na dwa łyki zawartość połknęła.
My z Antkiem mało, co z pieńków nie pospadali z wrażenia.
Nagle zczerwieniała. Ja poblad i zimnym potem się zlał. Zaraz pobladła, to ja zczerwieniał.
Pomyślał , że otruła się? Miastowe nie przywykli do takich specyfików. Zląkł się i poderwał się z pieńka, żeb po wodę lecieć do cucenia, czy pomocy wzywać.
Letniczka przełknęła, zamknęła oczy i jak nasze miejscowe baby, tylko chuchnęła przepalonym oddechem.
Ja już wtedy zbaraniał do reszty, antek tak jadaczke otworzył, że do przełyku można było zajrzeć.
- Chuuuuuuuuuuuuu ! Bardzo dobre! Przypomina mi Whisky, tylko takie nietypowe, bo posmak wanilii ma.
Mnie jakby, kto kamień z pleców zdioł. Letniczka uśmiechnęła się i ze zdziwieniem popatrzyła na mnie, a potem na Antka.
- Panie Antoni, a co pan taki purpurowy się zrobił? Stało się coś?- Zapytała przestraszona.
- Nie panno Marianno, on tak od maleńkości ma.- Zacząłem wyjaśniać.- W dzieciństwie wpadł do beczki z takim miejscowym specyfikiem i opił się. Spał potem trzy dni i trzy noce z rzędu tylko, co jakiś czas wynitował, a że to jakoś wczesno wiosno było, to chyba mu tak skóra się przebarwiła i tak zostało.
Antek mało nie posiniał ze złości. Ja tylko oczy przymknął i dalej dysputę ciongnoł, żeb, czego głupiego on nie palnął.
- Widzi panna Marianna, Antek tak w rodzinny interes popadł. Teraz myśli jakby ten miejscowy specyfik na zagranice sprzedawać.
- Hmm, wie pan, panie Antoni, że to niezły biznes by z tego był? Trzeba tylko z odpowiednimi ludźmi porozmawiać i może udałoby się coś rozkręcić na szerszą skalę.
Antek jakby anielskich skrzydeł dostał i mało, co nie poleciał do góry.
- U nas wielka biurokracja i korupcja, to ciężko może być, ale mam znajomego za granicą, to z nim porozmawiam w pana sprawie. Powinno się udać.- Uśmiechnęła się tak życzliwie, że Antek o mało, co z pniaka na zad nie poleciał.
- Oj panno Marianno ja by wtedy panne ozłocił chyba. Chciał ja rodzinno tradycje synowi przekazać, jak mnie ojciec, ale on jakiś niemrawy do tego. Tylko w książkach siedzi jakby filozofem czy kaznodziejo chciał zostać.
- Panie Antoni! Wykształcenie to dziś postawa rozwoju ludzkiego.
Letniczce chyba poszkodziła ta szklaneczka, bo jenzyk jej się rozplątał i tołkowała Antkowi, żeb syna kształcił. Ja już myślał, że do nocy tak zejdzie, ale napatoczyła się Karolcia Antkowa z kulawo Zośko.
Po ziółka i kwiatki chyba chodzili do świecenia, bo pół wora zielska taszczyli.
- Oj, co za gość do nas zawitał!- Rozpromieniła się Karolcia.- Zajdzie łaskawie na pokoji to, jakiej kawy czy herbaty naparze, bo ten obłudnik to tylko by siedział pod gruszo, a gościa niczym nie poczęstował.
- Nie trzeba.- Protestowała letniczka.- Ja tylko tak przypadkiem wstąpiłam.
- Żaden problem, niech zajdzie. U nas może nie tak czysto jak w bloku, ale bułko drożdżowo poczęstuje, co sama piekła. Miała być waniliowa, ale chyba czort ogonem wszystkie proszki waniliowe przykrył, bo żadnego nie znalazła.
Antek tylko pogmerał w kieszeni jakby, czego tam szukał, choć nic nie wkładał.
- Dobrze pani Karolino, skuszę się na odrobinę.- Odpowiedziała letniczka wstając z pniaka.
Poszli baby do chaty choć letniczka trochu chwiejnej, ale równowagę trzymała. Karolcia odwróciła się na chwilę do nas i pogroziła pięścią w kierunku Antka.
- Uff! Poszli sobie nareszcie.- Westchnął ja z ulgo.
- Władek! Co ty za brednie jej naopowiadał? Do jakiej ja beczki wpadł?- Oburzony Antek zaczoł temat.
- A co miał jej powiedzieć o twojej ponsocie? Prawde? Jak to ty zimo do sracza szedł po nocy i mordo w zaspie wylondował? Twoje szczenście, że chuch miał przepalony samogonko, to śnieg zelżał, bo by się udusił.
Insza racja to żeb nie twój pies co ciebie wyniuchał jak od suki wracał i lizał po mordzie, a potem skowytał, że pół wioski na nogi postawił. Wszystkie myśleli, że twój dobytek z dymem idzie. Ty jemu powinien złoto miske sprawić bo tera byłby bez nosa i chodził w takiej masce na gembie jak to ten amerykanski piosenkarz co to chce się na siłe wybielić. Ostatnio jakoś go widział w gazecie to wygląda jak śmierć na chorągwi. Czym by ty tera składniki na zacier niuchał.
- Oj dobrze, już dobrze. Było mineło.- Naindyczył się Antek.
Posiedzieli my jeszcze do wieczora pod to gruszo ja zapomniał o papierosach, choć już zdolny do palenia nie był.
Jak wrócił do chaty to Aniuta za chabety zawlokła do łóżka i w odzieniu zasnoł bo sił zabrakło żeb się rozbierać.
Ot i tak to się kończy historia Tankowego biznesu.
Letniki zasłuchane byli jak małe dzieci w bajke do snu. Habal nawet nie zobaczył kiedy mu ten zagraniczny papieros cały się spalił, żeb nie filter to palcy by poparzył.
Miał ja już wstawać, żeb do bydlątek iść, kiedy mnie Klara słowami zatrzymała.
- Panie Władysławie, a co z Antkowym biznesem? udało się?
- A gdzie tam pani Klaro. Letniczka przed wyjazdem obiecywała Antkowi, że list wyśle jak się sprawy majo. Niech tylko recepturę sporządzi i w gminie potwierdzenie, ze to wyrób regionalny, nigdzie indziej nierobiony.
Antek cało jesień chodził do sołtysa, żeby pisma słał do powiatu i gminy.
Marianna po pierwszym liście przepadła.
Nie odzywała się cało zime. Dopiero na wiosnę pocztówke z życzeniami przysłała, jakoś na Wielkanoc to było i po zagranicznemu pisało.
Dziwna jakaś była, bo zamiast Chrystusa zmartwychwstałego był tylko zając i kolorowe pisanki.
Antek przepił zawód, że go z gołym zadem zostawiła i powiedział, że dobra narodowego burżujom sprzedawać nie będzie. Poczeka aż u nas lepsze czasy nastano żeb tu narodowe trunki rozpowszechniać.
- Władek jak zara tu nie przyjdziesz to i na leżance miejsca nie zagrzejesz!- Głos Aniuty grzmiał jak proboszczowy z ambony na sumie.
- Aniuta już ide, tylko kartofli osypko zasypie żeb parszuk głodne cało noc nie stali.
Białystok 27/11/08 Marek Leszczyński
Dragon
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ovoc_ziemii
nożycoręka
Dołączył: 27 Lip 2008
Posty: 3327
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: ze straganowej półki
|
Wysłany: Pon 15:25, 05 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Dobra Smoku, nie należę do speców od prozy i mistrzów interpunkcji, ale przedstawię Ci swoje uwagi (tak po mojemu).
Cytat: | - Władek, trzeba bydlęta oporządzić! A ty tylko pleciesz te kacapoły na okrętkę! Państwu może już obrzydło wysłuchiwanie! |
Postawiłabym przecinek po Władku.
Cytat: | To moja ślubna Aniuta halape rozdarła, bo zdzierżyć nie może, że ja porozmawiać chcę o rzeczach do, których baby wtrącać się nie powinny. |
Zjadłeś ogonek przy słowie chcę. Zastanawiam się, czy zapomniałeś, czy jest to w ramach stylizacji języka. No ale dalej jest wole, zamiast wolę. Tak więc nie będę już ogonków zaznaczać, bo jednak to chyba stylizacja. ;p
Cytat: | ale jak w płuca pójdzie to, aż oczy wybałuszyć można. |
Hmmm...tutaj bym ten przecinek postawiła przed słowem to.
Zrobić Ci spację?
Cytat: | Za to piersi, że dech zapierało jak wychodziła do ogródka tylko w tych opalaczach, żeb podsmalić się na słońcu, a i tak już była czekoladowa prawie.
Twarz prawie też anielska, |
Pomyślałabym jeszcze nad tym fragmentem. Może coś z tym podwójnym prawie?
Cytat: |
zaczoł coś kreślić ołówkiem |
Tutaj chyba lepiej zaczął. Jeśli to też stylizacja - przesadziłeś.
Cytat: | Mnie aż duchoty wzieli jak zobaczył |
Tutaj wzięli. Smoku, bardzo podoba mi się twoja stylizacja. Jest świetna! Tylko czasami przesadzasz i utrudnia to czytanie tekstu. Tak samo tutaj:
(szczęście)
I tu:
(minęło)
Powiem tak - bardzo ciekawa stylizacja, a chwilami przesadzasz. Niektóre fragmenty czytało mi się nieco ciężej. Podobają mi się humorystyczne opisy np. letniczki i Klary. Lubię takie klimaty. Chłopi to moja ulubiona książka, hehe. Gdyby tak może to nieco inaczej podzielić, żeby łatwiej się czytało. Nie przywykłam do takich długaśnych tekstów, ale przyznam - przeczytałam z przyjemnością.
PS. A co to za dziwne znaczki w tytule? Chyba niechcący, co? Skasować?
Ostatnio zmieniony przez ovoc_ziemii dnia Pon 15:26, 05 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|