Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna
FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy
Profil    Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości    Rejestracja    Zaloguj
" Jak Władek pojechał do syna i trafił na 'ścieżkę zdro

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna -> PROZATORIUM
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LittleDragon
literek


Dołączył: 17 Sie 2008
Posty: 892
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Chyba z Wariatkowa

PostWysłany: Sob 19:25, 19 Gru 2009    Temat postu: " Jak Władek pojechał do syna i trafił na 'ścieżkę zdro

2009-11-30 " Jak Władek pojechał do syna i trafił na 'ścieżkę zdrowia' "

Jakoś było to chyba w środku lata, jak dobrze pamiętam. Telefon barabanił* jak opętany.
- Aniutaaaaaaaaaaa!!- darł się Władek.- Podnieś to słuchawke i spytaj ki czort ludziom spokojnie odpoczywać nie daje.
- Może sam by tak wstał i zapytał!- Rozeźlona Aniuta wyjrzała z kuchni.- a nie leżysz jak ten Łazarz pod płotem i czekasz zlitowania.
- Oj przestań! Przecież wiesz, że zamęczył się przy obejściu.- Władek udawał skruszonego.
- Ty leniu patentowany! Ty kary Bożej się nie lękasz za takie bluźnierstwa!- Aniuta poszła do przedpokoju ocierając dłonie w fartuch.
- Halo, kto mówi?- odezwała się o słuchawki.- Aaaaaaaaa!! dzień dobry Mareczku!
Władek domyślił się, że to syn z miasta dzwoni. Musi coś się stało na nieszczęście, albo co chciał. Usiadł na kanapie i spuścił nogi, mrucząc coś pod nosem, o tym że tylko dzwonią jak coś trzeba, albo jak święta nadchodzą jakie.
- Dobrze synku, przekażę dla ojca, bo ta cholera nawet sam telefona nie odbierze, tylko innymi się wysługuje.- Aniuta jeszcze coś tam poszwargotała do słuchawki i odłożyła na miejsce.
- No co tam nowego się wydarzyło, że przypomnieli sobie o rodzicach?- Władka, aż w zadzie kręciło, żeby się dowiedzieć o czym rozmawiali.
- To trzeba było telefona odebrać, to by się dowiedział.- Aniuta miała satysfakcję, że może potrzymać przez chwilę w niewiedzy męża.
- Oj przestań już! Mów co tam się stało.- Władek niecierpliwił się coraz bardziej.
- Ano nic! Ot Marek mówił żebyśmy przyjechali do nich na parę dni, bo dawno nie odwiedzaliśmy.
- Taaaaa, ot tak powiedział, żeby przyjechali.- Rozsierdził się Władek.- Te miastowe Myślo sobie, że ot tak zostawisz cały dobytek, parszuczki*, kury i wszystko inne zamkniesz na skobel i niech sobie stoi samo.
-Władek nie marudź- zganiła go żona- Toż normalne, że nie pojedziem we dwoje, a jedno z nas tylko.
Władek usiadł ciężko na krześle przy stole, gdzie Aniuta gniotła jakieś ciasto.
Spojrzał przez okno, na las w oddali i zamyślił się. Nie chętnie opuszczał Zaścianek, bo tu wszystko takie swojskie było. Znał każdy kamień i każdego kto mieszkał we wsi.
Jechać do miastowych, to trzeba i język trzymać za zębami, żeby jakiej głupoty nie palnąć, bo oni to majo inne żarty, a na takich swojskich to mało, który się zna, chyba że gdzie ze wsi się przeprowadził na łatwiejszy chleb.
- Co ty tak się zadumał jak kat nad głowo skazańca?
- No bo widzisz Aniuta, mnie do miasta jakoś nie ciągnie, tam za duży harmider i za nowocześnie jak dla mnie.
- Ty mnie tu głowy nie zawracaj! Tobie Antka szkoda pozostawić na parę dni, bo wy jak kumoszki, jeden bez drugiego to żyć nie potraficie. -Aniuta jakby mocniej prasnęła ciastem o stół, aż obłok mąki wzbił się w powietrze.
- Idę ja i podumam po drodze, muszę się jakoś nastawić na to delegacje do miastowych.- Powiedział Władek i ciężko podniósł się z krzesła.
- Tylko żeb ty z tej wędrówki, z śmierdząco gębo nie wrócił, bo ja Antkowy bimber na kilometr poczuję.- Aniuta wzięła do ręki wałek i wypowiadając tą litanię, pogroziła mu znacząco.
Władek tylko spojrzał z pod ukosa i coś zamamrotał pod nosem. Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął woreczek z machorką.
Wyszedł za drzwi domu i skręcił cybycha* , zaciągnął się i wypuszczając kłąb siwego dymu, splunął dwa razy, bo drobinki machorki przywarły do języka.
- Skoro mam jechać do miasta, to trzeba ze sobo co wziąć, bo ta ich monopolowa to na ich głowy dobra .- Pomyślał Władek i ruszył w kierunku furtki, żeby wyjść na ulicę i skierować się do Antka.
Szedł zamyślony i rozeźlony, że go Aniuta z domu wypycha, jakby jakiego gacha**** oczekiwała.
Doszedł do Antkowej bramki i popchnął ją, a ona zaskrzypiała jak potępione dusze w piekle.
- Toż takim skrzypem i umarłego by na nogi zerwał. Nie może lebiega trochę smalcem nasmarować, czy oleju w sprężynę wpuścić.- pomyślał Władek.
Wszedł na podwórko i zaczął rozglądać się za przyjacielem. Zdziwił się. Że jakoś pusto i cicho w obejściu. Żadna kurka nie biegła spłoszona, nawet piewnia*co skakał jak oszalały, kto by nie wszedł na podwórko nie było słychać , ani widać.
Władek poczuł się trochę jak jaki złodziej, co pod nieobecność gospodarza przyszedł dobytek szabrować. Pomyślał jednak, że może Antek gdzie w stodole nową recepturę studiuje. Pod rozłożystym drzewem gdzie, degustowali Antkowe spusty nie było nikogo, więc musiał być jedynie w stodole. Nie chciał krzyczeć, żeby go nie wystraszyć, bo wówczas cały trud i misterne odmierzanie składników mogło by iść na marnotę. Już jedną Apokalipsę przeżył przed Bożym Ciałem i kolejnej nie chciał przeżywać.
Powoli szedł w kierunku stodoły i stanął jak zamurowany. Przecierał zdumione oczy i wykonał znak krzyża na piersi. Przestraszył się nie na żarty widokiem jaki ujrzał.
Gromada kur leżała na boku i wierzgała nogami w powietrzu jakby to jaki peleton rowerowy jechał.
Pieweń jeszcze jakoś się trzymał , ale i jego jakby jaki wiater pchał, bo przechylał się na jedną stronę i skakał na jednej nodze. Kiedy próbował zapiać i doprowadzić harem do obyczajnego porządku, wychodził mu tylko charkot.
Władek złapał się za głowę.
- Boże przenajświętszy! Panienko Święta! Co tu się stało?!! Czy jaka zaraza napadła na drób Antkowy? Czy kto jako ptasio grype rozpylił nad Zaściankiem?- mamrotał sam do siebie.
Wtedy zobaczył Antka jak siedzi na pniaku do rąbania drzewa i trzęsie się ze śmiechu.
- Antek na Rany Chrystusa! Co ty znów nawyprawiał, że tobie drób zdziczał?!!!- Władek podszedł bliżej, nie przerywając pytań.- Znowu jako Apokalipse wyszykował? Mało jednej z rybami było, to teraz na ptactwo przechodzisz?!
- Hahahahaha!!!- Antek aż mało z pieńka nie spadł, tak śmiał się, aż kułakami ocierał łzy z oczu.
- Antek ja ciebie pytam jak człowieka, a ty mnie tu chichotami zbywasz!!- Rozłościł się Władek.
Antek trochę powstrzymał śmiech i próbował coś powiedzieć, ale nadal wydobywał się z niego tylko dziki głos.
Władek spokojnie poczekał chwilę, aż mu przejdzie głupawka i może w końcu się dowie co zaszło i dla czego kury tak powariowały, bo nieustannie pedałowały w powietrzu.
-Oj!oj! oj! – Antek trzymał się za brzuch i starał się powiedzieć coś Władkowi.- To moja, hahahaha, to moja takiego ambarasu narobiła hahahah
- Przestań rżeć jak kobyla sraka do bata, tylko powiedz w końcu co tu zaszło?- Władek już miał dość tego chichotu i w końcu chciał się dowiedzieć prawdy.
Antek na chwilę przestał rechotać i otarłszy dwie łzy z powiek zaczął opowiadać.
- Moja jakoś z miesiąc temu narwała wiśni, postawiła w gąsiorku, żeb jakiego winiaka zrobić, bo jak zimowo poro baby się schodzo na plotki, to było czym ugościć. Mówiła, że i do ciasta takich wiśni dodać można bo to nasączone lepiej będzie. Hahahaha – Antek znów złapał głupawkę, ale zaraz się uspokoił.
- No i co z tego?- Dopytywał się niecierpliwie Władek.
- Otóż to, że jej fermentacja nie poszła w dobro strone, a jak ja jej podpowiadał jako fachowiec, to słuchać nie chciała.
- Antek sam wiesz, że baby mniejsze mózgi majo i do takich spraw fachowych nie powinny się zabierać, ale jak do gadania to żadnej nie przekrzyczysz.
-To święta racja- przytaknął Antek i kontynuował opowiadanie.- ot i jak zobaczyła, że szum zaczyna się zbierać i że jakoś śmierdzi drożdżami, to tak się rozeźliła, że jej nalewka nie wyjdzie. Jak wzięła tego gąsiora jakby to moja łepetyna była i jak nie łomotnie o stodołę! Hahahahah.
- To teraz częściowo się rozwidnia jak na bagnach, jak mgła opada.- Powiedział Władek.
- Tak tylko, że te wiśni byli w środku, hahahaha! to co wsiąkło w ziemie, to wsiąkło, ale owoce zostały. Ona tak się znerwowała, że zerwała sierpa ze ściany i poszła ziółka zbierać hahahahaha! Durne kury dopadł do tego jak małpa do kitu i zaczęły dzióbać. Nawet pieweń się skusił, ot i cała Apokalipsa. ---Hahahaha- Antek zaczął na powrót śmiać się jak wariat, ale teraz i Władek dołączył do niego, kiedy wszystko się wyjaśniło.
W tej chwili obaj zamilkli, wpatrywali się w drzwi stodoły, z za których coś zaczęło wyłazić chwiejnym krokiem pomimo czterech krótkich nóżek. Oczom ich ukazała się niebywały widok, to jeżyk Misza* . Jakiś czas temu przybłąkał się niewiadomo skąd. Został u Antka w stodole, bo nie wiedzieć czemu pasowało mu tam, a i Antek był zadowolony bo Misza przetrzebił myszy, co to żyto i pszenicę, na Antkowe wyroby podjadały.
Misza szedł chwiejnym krokiem i co raz prychał, a z noska leciały mu smarki.
Antek z Władkiem zbaranieli, gdy zobaczyli to co zobaczyli, oto naprzeciw jeżyka wyszedł kot, co to kiedyś próbował Miszę poturbować, że wlazł na jego teren łowiecki, ale kiedy pokłuł sobie pysk na kolcach, zawsze schodził mu z drogi. Dziś jakby zapomniał o tym, najeżył się i nafuczał, może to od tych wiśni Misza jakiś inny zapach miał, a kot pomyślał, że ma okazję się zrewanżować.
Władek szturchnął łokciem Antka i powiedział- Patrzaj Antek co zaraz będzie się działo.
Misza spojrzał na kota jakby nieobecnymi paciorkami oczu. Kot poczuł się pewnie i podszedł niebezpiecznie blisko, nadal jeżąc się i fucząc. Wtedy Miszka jak niedźwiedź stanął na tylne łapy, jak nie prychnie, aż z noska poleciał mu smark, jak nie machnie przednią łapką trafiając kota w pysk.
Kot podskoczył na czterech łapach do góry jakby kto go ukropem polał i dał drapaka za płot.
Miszka najspokojniej stanął na krótkie nóżki i przedreptał parę kroków w kierunku wyższej trawy. Tam skręcił się w kłębuszek i zasnął.
Władek z Antkiem zanieśli się takim śmiechem, że ten drugi spadł z pniaka na którym siedział.
- Oj takiej komedii to ja dawno nie oglądałem- odezwał się Władek- no patrz co to trochę gradusów* robi ze zwierzętami, a dziwio się, że i ludzie małpiego rozumu dostajo.
- Władek , a pamiętasz jak Bronek Olchowik po płotach laz do chaty, jak przyszed pierwszego spustu posmakować? Hahahah . To była komedia jak zamiast do żonki tulił się do owieczki i pytał, czemu ona latem w kożuchu chodzi.
- Hahahahah, pamiętam, pamiętam to potem przez miesiąc za stodołami chodził, żeby komu w oczy nie patrzeć.
Jeszcze z dobre pięć minut tak wspominali to i owo, jak to kto wracał po Antkowej degustacji.
- Ale Władek ty do mnie zaszedł, żeby pokosztować czego? Czy jako sprawe masz do mnie?- Zapytał Antek.
Władek otarł łzy z policzków i wyjął woreczek z machorką, żeby cybucha skręcić. Zapalił robionego skręta i plunąwszy dwa razy, już bardziej z nawyku, niż żeby machorka do języka przystała, odezwał się.
- Ano ja do ciebie po prośbie. Widzisz Antek przyszło mi na parodniowa emigrację do Białegostoku jechać.
- Władek! Co ty chory jaki, czy co innego się przypałętało do ciebie?!- Antek wstał na równe nogi i pobielał jak prześcieradło.
- Spokojnie! Spokojnie!- Władek poklepał go po ramieniu i posadził z powrotem na pniaku.- Syn do mnie dzwonił i w gościnę zaprasza, a wiesz jak to z pusto ręko. Jechać nie wypada.
Władek puścił chmurę dymu i podrapał się znacząco w nieogoloną brodę.
- Wiem Władek, wiem. Nie wypada tak do syna na proszone jechać. Mam ja coś na takie specjalne okazje. To u mnie ma tylko ksiądz proboszcz i komendant policji, no bo sam wiesz czemu.
Władek znacząco przytaknął głową.
Antek na chwilę zniknął w stodole i zaczął grzebać w sianie. Po chwili wyszedł z litrową butelką, trochę straciła już na kryształowej przejrzystości, ale takiej nie uświadczysz już nigdzie.
Władek, aż się żachnął.- Antek toż to jeszcze chyba sanacyjna flaszka?
- A żebyś wiedział, że swoje lata ma!- z dumą powiedział.- Mam parę takich butelek, przekazanych memu ojcu Wiktorowi przez jego ojca Anatola. Komu w tym daje, zawsze o zwrot proszę, bo to na szczególne okazje, a nie do zwykłego poczęstunku.
- No Antek, teraz to mnie zaskoczyłeś.- Władek uśmiechnął się od ucha do ucha jakby kto mu zaginioną jałówkę zwrócił.
Antek z dumą postawił trofeum na pniaku na, którym sam nie dawno siedział. Promienie słońca przechodzące przez poszarzałe szkło, a odbite od rubinowej zawartości, tak ślicznie się załamywały, że po drugiej stronie powstał refleks tęczy. Kolory były tak żywe, tak nasycone, że chciało się patrzeć na nie przez godzinę.
Jednak w butli było coś jeszcze, dumnie stercząca jak maszt na żaglowcu Żubrowa Trawa. Choć była pod ochroną, Antek miał swoje sposoby żeby ją zdobyć, ale tylko nie liczni byli godni dostąpić picia Antkowego wyrobu z Trawą Żubrową. Pomimo, że tak dobierał składniki i tak destylował, że prawie nie było zapachu samogonu, Trawa Żubra dodawała tylko finezji i kwintesencji specyfiku.
- Oj Toś mi sprawił podarek !- Władek, aż klasnął w dłonie jak dziecko.
- Znamy się tyle, lat. Twój Marek u mnie nie raz na kolanach zasynał, jak brałeś go na zimowe wieczorki. Tak więc i mnie nie szkoda, bo w końcu to chrześniak mój, to i należy się godziwy podarek* dla niego.
- Przekaże jemu, że od chrzestnego przywożę i nie daj Boże, żeby butelki nie oddał!!!!!!!!
- Tą butelkę niech trzyma, kiedy do Zaścianka z próżną wróci, to z pełną powróci! Hahahah- zaśmiał się Antek- może by i my co chlapnęli, póki moja z ziółkami nie wróciła?
Władek skrzywił się jakby jakiego piołunu na język wzioł. Pamiętał słowa Aniuty, ale i tak wiedział, że jutro w delegacje rusza, to tylko machnął ręką.
Wypili po pół szklaneczki Antkowego specyfiku i po wydechu przegryźli kawałkiem kiełbasy.
- No Antek! na mnie już pora- rzekł Władek i podał rękę koledze. – Jak będziesz gdzie kolo mojej chaty, to zerknij na dobytek czy czasem czego bydlątkom nie brakuje. Choć Aniuta gospodarna, ale sam wiesz, że chłopskie oko zaraz jakie braki dostrzeże.
- Władek nie martw się! Będę doglądał jak własnego parnika* z świeżym zacierem.- Antek uśmiechnął się od ucha do ucha.
- To tera ja spokojny, że gospodarka nie zmarnieje pod moją nieobecność. – Uradowany Władek schował butelkę za koszulę, żeby kto obcy nie zobaczył i ruszył do bramki.
- Nie zapomnij tylko chrześniaka ode mnie pozdrowić- Na odchodne krzykną Antek.
-Nie bój się, pozdrowię-odpowiedział Władek nie odwracając się.

C.D.N
Barabanił*---potocznie, dzwonił, brzęczał
Parszuczki*—gwarowo na Podlasiu świniaki
Cybucha*---gwarowo na Podlasiu skręt, papieros własnej produkcji.
Gach*-- potocznie zalotnik
Piewnia*—gwarowo na Podlasiu, z j. rosyjskiego kogut
Misza*---z j. rosyjskiego Michał
Gradus*– z j. rosyjskiego stopień, potocznie procent alkoholu
Podarek*---z j. rosyjskiego prezent.
Parnik*- urządzenie do gotowania ziemniaków dla świń.

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lawinasquot.fora.pl Strona Główna -> PROZATORIUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group